Pingwiny U Wybrzeży Patagonii

Spisu treści:

Pingwiny U Wybrzeży Patagonii
Pingwiny U Wybrzeży Patagonii

Wideo: Pingwiny U Wybrzeży Patagonii

Wideo: Pingwiny U Wybrzeży Patagonii
Wideo: Nieziemskie miejsce w Patagonii! 2024, Marsz
Anonim
Żelazna Dama
Żelazna Dama

„Iron Lady” z kursem na Ziemi Ognistej

Mar del Plat jest na rufie, a wraz z ostatnimi światłami wielkiego miasta znika surowy kontratak z pierwszych godzin. Wyczerpani siedzimy w kokpicie, dzieci leżą w łóżkach po dawce syropu morskiego i śpią spokojnie. Przygotowania są dosłownie w naszych kościach, ale kompensuje nas do 7 węzłów prześcieradeł kosmicznych. Wiatr stoi, lecimy w kierunku naszego pierwszego celu, BahiSan Blas.

Następnego ranka dzieci nadal borykają się z chorobą morską, ale obiad zostaje tam, gdzie powinien. Niezła żegluga, Mich i ja siedzimy na zewnątrz w słońcu i delektujemy się błękitem Atlantyku, pieniącym się kilwaterem, słychać muzykę z wnętrza statku i wiwaty dzieci skaczących na łóżkach w kąciku rodzinnym. Jesteśmy szczęśliwi, naprawdę szczęśliwi i prawie trochę smutni, że nie mamy 2000 mil morskich nad otwartym oceanem przed dziobem, ale raczej odcinek żeglujący po niesławnym wybrzeżu.

Wygląda na to, że bóg pogody usłyszał naszą prośbę, jesteśmy tuż przed San Blas, ale rzut oka na mapę pogody pokazuje, że możemy dotrzeć do Puerto Madryn, zanim nadejdzie południowy wiatr. Poprawiamy kurs i idziemy dalej na południe. Na 40 stopni na południu spodziewaliśmy się już najgorszego, wiatr zasypia. Kaczka staw i silniki zamiast wyłączać podczas burzy, nie narzekamy.

Każdego ranka i popołudnia pochylamy się nad stołem z mapą i oglądamy aktualne Gribfiles, naszą prognozę pogody. Tylko prognoza na najbliższe 24 godziny jest w rzeczywistości wiarygodna, ale nigdy nie możemy powstrzymać się od spekulacji na temat najbliższych kilku dni i tworzenia planów, które zostaną wyrzucone za burtę dwanaście godzin później wraz z nową prognozą pogody. Przemieszczamy się mila za milą wzdłuż wybrzeża Patagonii, pozostawiając nie tylko BahiSan Blas, ale także Puerto Madryn na sterburcie, a po czterech dniach i pięciu nocach na morzu zakotwiczamy u wybrzeży IslLeones trzy mile od CaletHorno.

Pachnie ptasimi odchodami, łagodne wzgórza wyspy są czerwono-brązowe, suche runo leśne, step i na plaży? Pingwiny! W ciągu ostatnich kilku kilometrów widzieliśmy pingwiny pływające w wodzie polujące na świeże ryby, a tutaj stoją tłumnie na plaży, brodząc po kamieniach i rozgrzewając się słońcem.

Na lądzie jest ciepło, prawie gorąco, zupełnie inaczej niż wyobrażaliśmy sobie klimat Patagonii. Nasza pierwsza wędrówka prowadzi nas obok ptaków w ich ubraniach na szczyt wzgórza do starej latarni morskiej, która jest pieczołowicie utrzymywana przez stowarzyszenie. Stare meble, wyblakłe podłogi wyłożone kafelkami i wspaniały widok na mały archipelag czekają na nas po wejściu na górę. W drodze powrotnej do „Żelaznej Damy” cztery australijskie delfiny pojawiają się znikąd przed dziobem naszego pontonu. W kółko za rundą pędzimy przez zatokę na pełnym gazie, podczas gdy delfiny tak blisko, że prawie można dotknąć ich płetw grzbietowych, surfując na fali dziobowej. Dla dzieci to pierwsze delfiny i rzadko widzieliśmy te zwierzęta z tak bliska.

Na noc szukamy naszego pierwszego caletauf, podobnego do fiordu nacięcia na wybrzeżu, ledwo rozpoznawalnego z daleka. Wieczorne światło kąpie szczyt czerwonych skał w nierealnym świetle, gdy wchodzimy do wąwozu w czasie odpływu. Na końcu fiordu, chronionym ze wszystkich stron przed wiatrem i falami oceanu, rzucamy kotwicę i testujemy nowe linie lądowe, które po raz pierwszy przywiązujemy do jednej ze skał. Cisza. Słychać tylko pisk ptaków morskich, na wzgórzu pojawia się nieśmiałe guanako. Kolejne dni mijają podczas długich wycieczek wspinaczkowych i pieszych po dziwacznym nadmorskim krajobrazie. Obraz natury zmienia się dramatycznie wraz z zakresem pływów. Podczas odpływu rzeka wpadająca do fiordu staje się rozległym krajobrazem błotnym, odsłonięte są ławice omułków smolistych, podczas gdy ptaki morskie, kormorany, wydry i rybitwy siedzą na skałach lub nurkują w poszukiwaniu ryb.

Boże Narodzenie tuż za rogiem, w rozmowach dzieci dominuje pytanie, czy Dzieciątko Jezus dotrze aż do CaletHorno, czy zbliżające się okno pogodowe na południe rzeczywiście przychodzi w Wigilię Bożego Narodzenia, czy dorosłych. Brak okna pogodowego może oznaczać, że utknęliśmy na tydzień lub dłużej, nie pokonując ani mili na południe. „Żelazna dama” nie jest szybką łodzią, nie możemy przegapić pierwszych 20 godzin sprzyjającego wiatru.

„Tato, nie płyniemy na Boże Narodzenie!” Powiedz dzieciom i mamy nadzieję, że tak zostanie. Wysuszony krzew zamieniamy w choinkę z zielonymi paskami materiału i przenosimy go z powrotem na Wyspy IslLeones rano w Wigilię Bożego Narodzenia. Celem podróży jest południowa zatoka wyspy z wieloma przybrzeżnymi wysepkami. Bo są kolonie lwów morskich i co więcej, pingwinów więcej. Zanim za dużo smutku z powodu braku świątecznego nastroju, wyruszyliśmy pontonem.

Delfiny wskazują nam drogę do kolonii lwów morskich. Im bliżej się zbliżamy, tym więcej zwierząt spada ciężko ze skał do wody, aby podejść bliżej z ciekawością. Wszędzie wokół nas wyciągają i wyciągają szyje z wody, parskają, parskają, nurkują i rozmawiają z podnieceniem z innymi gatunkami. Na lądzie byk z każdej rodziny porusza się niespokojnie na płetwie ogonowej, gotowy w każdej chwili do odpędzenia intruzów, jeśli nie będą się zachowywać. Na końcu plaży wychodzimy na brzeg, a za nimi sto lwów morskich, które z bezpiecznej odległości obserwują nasz manewr lądowania.

Galeria zdjęć: „Iron Lady” z Mar del Plat do Puerto Desado

Poprzedni

  • holmi
    holmi
  • holmi
    holmi
  • holmi
    holmi
  • holmi
    holmi
  • holmi
    holmi
  • holmi
    holmi
  • holmi
    holmi
  • holmi
    holmi
  • holmi
    holmi
  • holmi
    holmi
  • holmi
    holmi
  • holmi
    holmi
  • holmi
    holmi
  • holmi
    holmi
  • holmi
    holmi
  • holmi
    holmi
  • holmi
    holmi
  • holmi
    holmi
  • holmi
    holmi
  • holmi
    holmi
  • holmi
    holmi
  • holmi
    holmi

Kolejny

Z drugiej strony na IslLeones nie ma lwów morskich, zamiast tego pingwiny, nowo wyklute pisklęta żurawi, sokoły, pancerniki, ostrygi i kaczki. Wystarczy poszukać kamienia na słońcu, usiąść i poczekać - a natura wokół nas zaczyna się poruszać. Im dłużej siedzisz nieruchomo, tym więcej ptaków i innych zwierząt odważy się wyjść ze swoich kryjówek.

Podczas jednej z wypraw odkrywców Dzieciątko Jezus odnalazło nas zupełnie niezauważone. Oczy dzieci błyszczą i wydaje mi się, że głównie brakuje mi prawdziwego ducha Bożego Narodzenia. Ponieważ nie może być mowy o kontemplacji, kiedy dzieci po wręczeniu prezentów huśtają się na przednim pokładzie w słońcu. Letnie noce w Patagonii są długie, ciemność trwa zaledwie trzy godziny.

W Boże Narodzenie jest tam nasze okno pogodowe, a dzieci również dają zielone światło, teraz, gdy Dzieciątko Jezus nie musi już wychodzić na morze, aby nas znaleźć. Nie jest to ogromne okno pogodowe, nie jest bezpieczne, aby skręcić na południe, ale wystarczające, aby przejść przez Golfo San Jorge. Zatoka, ze swoim zasięgiem pływów wynoszącym prawie dziesięć metrów i wynikającymi z niej prądami, jest jednym z notorycznych odcinków trasy prowadzącej na południe.

Mamy prognozę wiatru północnego, która brzmi dobrze. Ale wbrew prognozie wiatr zasypia w nocy, wzburzone jeziora, pralki, ruch statków, bez zabawy. Diesel ryczy przez 24 godziny, wiatr przychodzi tylko wtedy, gdy już go nie potrzebujemy.

Pani ciągnie, chce ścigać się przez noc z sześcioma węzłami, ale musimy hamować. Pływamy po wodach pływowych, wejście do Puerto Deseado jest możliwe tylko przy spokojnym przypływie lub przypływie, mapy są błędne, gdy woda wypływa, w rzece jest do sześciu węzłów prądu.

Hamulce. Hamulce. Obliczenia się opłacają. Kiedy prąd zacznie płynąć, kierujemy ławicę australijskich delfinów jako przewodników po turkusowo-błękitnych wodach Rio Deseado. PrefecturNaval kieruje nami drogą radiową obok pilota kuter „Yamana” w Muelle Commercial. I to dobrze. Sześć metrów zasięgu pływów w doku przeznaczonym do dużych statków nie jest odpowiednim miejscem dla naszej małej łódki. Ale leżymy wygodnie na boku łodzi pilotowej, wspinamy się w górę iw dół wraz z przypływem, nie martwiąc się o linie.

Enrique, jeden z kapitanów, bierze nasze linie i oferuje nam prysznic ze swojego noża. On i jego współpracownik okazują się niezawodnymi pomocnikami przez kilka następnych dni. Przyjmowanie zakupów, dostarczanie wody, nie ma żadnego problemu. Rozpieszcza nas Merluz i King Crab, które otrzymał od rybaków.

Teoretycznie moglibyśmy kontynuować następnego dnia, ale wszyscy zauważamy, że potrzebujemy przerwy. Pokonaliśmy wiele mil morskich, spędziliśmy czas w samotnych zatokach, nasza siła fizyczna potrzebuje wytchnienia. Następny skok podobno jest najtrudniejszym z całej trasy, kończącym się przekroczeniem niesławnej cieśniny Le Maire. Spieszymy się? Nie.

Postanawiamy wyciągnąć okno pogodowe i odpocząć, wręczyć sobie spóźniony rodzinny prezent świąteczny i popłynąć dużą łodzią motorową z wypraw Darwin Expeditions do IslPinguinos. Obserwuj zwierzęta jako turysta, bez odpowiedzialności za własny statek, nie martwiąc się o bezpieczne kotwiczenia. Może 15 osób jest na pokładzie, oprócz nas dwie inne rodziny z dziećmi. Ponton leci nad morzem z prędkością 30 węzłów.

Turyści przyjeżdżają tu co 2-3 dni, przyroda jest nietknięta poza małą chatką, w której możemy schować kamizelki i kamizelki ratunkowe. Pingwiny tu rządzą i są przyzwyczajone do ludzi. Możemy do nich podejść nawet na kilka metrów. Riccardo przyjeżdża tu dwa razy w tygodniu od dwudziestu lat, a mimo to masz wrażenie, że ta trasa jest twoją pierwszą. Jego entuzjazm jest zaraźliwy, wie wszystko o pingwinach, ptakach morskich, lwach morskich, nie spieszy się. Bez masowego przetwarzania, ale ostrożna ekoturystyka.

Pingwiny magellana mają młode, które siedzą w swoich gniazdach i czekają na ryby. Wydry, gigantyczne brązowe ptaki morskie, również mają młode, które potykają się po stepie jak puszyste waciki. Główną atrakcją jest wschodnia część wyspy, kolonia pingwinów skalnych z zabawnymi kępkami żółtych włosów na głowach. Riccardo przechodzi przez grupę z obowiązkowym kubkiem dla mate i termosem, podczas gdy my obserwujemy ptaki. Magiczny dzień.

W sylwestra szykujemy statek na kolejny cios, zatankowano baterie, na pokład zabrano świeże zapasy, prognoza pogody zapowiada dobre rzeczy na najbliższy dzień. Z kaprysu kupuję 2-kilogramowe udziec jagnięcy rano i trochę później już wiem, dlaczego: „Nemo of Sweden”, przyjaciele, których poznaliśmy w Buenos Aires, przychodzi zaskakująco i tak spędzamy przełom roku lubimy tak, jak lubimy najbardziej, z przyjaciółmi przy dużym stole, z udziec jagnięcy i czerwonego wina oraz pokaz sztucznych ogni, który oglądamy z kokpitu w jeszcze ciepłe noce na wschodnim wybrzeżu Patagonii. Jutro Nowy Rok, idealny dzień na żeglarstwo.

Zalecana: